O ile prezentowany
wcześniej przeze mnie model Ta-152 jest rekordzistą w leżeniu w poczekalni, to
bohater tej galerii powstał szybciej niż jakikolwiek inny w ostatnim czasie. Na początku roku zostałem "uziemiony" w domu i przez większość czasu kleiłem. Wziąłem na warsztat model Reggiane Re.2000 Catapultabile GN wydany przez Model Hobby. Od pierwszego wbicia skalpela w karton do polakierowania gotowego modelu minęły
lekko ponad 3 tygodnie.
.jpg)
Model przedstawiony w wycinance to wersja Reggiane Re. 2000 przystosowana do startu z pokładu okrętu przy pomocy katapulty. Był to egzemplarz przeznaczony do testów i należał do 1. Gruppo Aerea delle FF.NN.BB (kwiecień 1942). Autorem projektu
jest Alexander Fabricznyj, który z modelu na model jest co raz lepszy (Arado232, MiG-19s). Jedyne czego nie rozumiem, to ta miłość do rozbudowanych
szkieletów. Reggiane to malutki samolocik, a szkieletu w kadłubie ma napakowane
jakby to jakiś okręt był. Wywaliłem to wszystko do śmietnika, skleiłem
skarpetę, a wręg użyłem tylko do uzyskania odpowiedniego kształtu poszycia. Co
ciekawe szkielet skrzydeł jest znacznie mniej rozbudowany, a tu akurat kilka
żeberek by się przydało. Za spasowanie elementów poszycia należy się 10/10. Opracowanie
graficzne jest miłe dla oka, przede wszystkim kolor sam w sobie (bardzo przyjemnie
i łatwo się go retuszuje). Linie podziału blach, nity i ślady eksploatacji
mogłyby być nieco bardziej subtelne, mniej intensywne. Na kadłubie, na
wysokości kabiny nieco rozjechały się linie podziału blach, poza tym uwag brak. Model kleił się bardzo przyjemnie, a efekt końcowy bardzo mi się podoba.
.jpg)
.jpg)
W budowie użyłem dodatków oferowanych przez wydawnictwo: osłonę kabiny, która ma fantastyczną przejrzystość oraz żywicznych kół, których ogromną zaletą jest to, że mają
oddzielone felgi od opon. Przy malowaniu jest to bardzo dużym ułatwieniem. Nie
zdecydowałem się na katapultę, bo wtedy musiałbym zamknąć podwozie i nie
widziałbym tych pięknych opon z napisem Pirelli. Silnik również skleiłem
samodzielnie, masochizm wygrał nad wygodnictwem i nie kupiłem wydrukowanego w technice 3D. Nie
ma to zbyt wielkiego znaczenia, bo ani kartonowy, ani żywiczny nie jest mocno widoczny po zamknięciu okapotowaniem. Na pamiątkę mam jego zdjęcie oraz
świadomość, że tam jest (to drugie najważniejsze!)
Co prawda samolot
był zaprojektowany z myślą o tym, żeby startować z katapulty np. z pokładu
Vittorio Veneto, ale cały czas zadaję sobie następujace pytanie: czy jak już pilot wystartował
to miał coś w rodzaju „one way ticket” na ląd? Bo jak niby miał wrócić na pokład
okrętu? Samolot nie miał przecież pływaków, ani nie był Harrierem, żeby pionowo
wylądować. Fantazja mnie poniosła i postawiłem go na podstawce - pokładzie lotniskowca. Normalnie imituje ona pokład Akagi i stoi na niej D3A Val, ale dziś jest to pokład RM
Silvio Berlusconi, największego lotniskowca Reggia Marina, większego niż niedokończona Aquila*.
*nie było
takiego, wymyśliłem to pod wpływem oparów caponu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz