Opracowanie nie należy do najnowszych i znacznie się
różni od późniejszych Messerschmittów z wydawnictwa A. Halińskiego. Nie ma
skomplikowanego szkieletu, kabina jest w formie wanny i też nie składa się z
wielu elementów. Model nie ma rozdzielonych powierzchni sterowych. Ma za to
wspaniałe malowanie. Uwielbiam Messerki z żółtymi dziobami, a zwłaszcza
„Emile”. Brakuje mi takiego w kolekcji.
Model przedstawia 109-tkę w wersji E-4/N. „N” na
końcu oznacza rodzaj silnika i nie ma wpływu na zewnętrzny wygląd maszyny.
Pilotem tego samolotu był as Luftwaffe, Adolf Galland. Latał na nim od sierpnia
1940 roku i odniósł na nim swoje 40 zwycięstwo. Galland uczestniczył w chrzcie
bojowym Luftwaffe w hiszpańskiej wojnie domowej, gdzie latał w Legionie Condor,
uczestniczył w kampanii wrześniowej. Walczył nad zachodnią Europą, a pod koniec
wojny przesiadł się na pierwszy odrzutowy samolot myśliwski - Me-262. Zestrzelił 105 samolotów wroga i przeżył wojnę. Za swoje
zasługi był wielokrotnie nagradzany najwyższymi niemieckimi odznaczeniami. Pilot ten był znany z modyfikowania swoich maszyn. Także ten egzemplarz Bf-109 posiada dość nietypową zmianę. W przedniej szybie (lub
wiatrochronie jak to zwą profesjonalnie) zamontowana jest luneta służąca do
szybkiej identyfikacji samolotów znajdujących się na dużej odległości.
Model mieści się na trzech arkuszach - dwóch z kolorowymi częściami i jednym z elementami szkieletu. Nie ma tego zbyt wiele. Warto dodać, że udało mi
się kupić matowy egzemplarz (były też na kredzie, a tego nie lubię). Swoją
drogą to niezłą okazję trafiłem, bo dorwałem go za 10 zł J.
Jeszcze słówko o okładce – jest rewelacyjna. Ilustracja autorstwa Jarosława Wróbla, jak zwykle w modelach Halińskiego. Ta należy zdecydowanie do moich ulubionych.
Zaczynam od podklejenia elementów na karton. Na początek przednia część kadłuba. Poniżej proces jej powstawania. Wycięte elementy, potem formowanie, retusz no i złożenie tego w całość.
Potem nadszedł czas na kabinkę. Prosta i mało
skomplikowana. Ulepszyłem trochę fotel pilota, bo nie podobały mi się te
nadrukowane pasy. Skierowałem je więc do dołu, tak żeby nie było ich widać, a
od widocznej strony wkleiłem pasy znalezione na kartonowym złomowisku w
szufladzie. Mała modyfikacja, ale wizualnie sporo daje. W końcu fotel
najbardziej rzuca się w oczy.
Teraz doklejam ogon. Chciałem na początku zrobić oddzielne powierzchnie sterowe, ale stwierdziłem, że nie mam ochoty ugrzęznąć w tym modelu i odpuściłem.
Na tym etapie zakończę pierwszą część relacji. Wkrótce ciąg dalszy!
Ojej. Super to wyszło.
OdpowiedzUsuńWarto sprawdzić: https://elektromaniacy.pl/pl/menu/optyka-376.html